piątek, 9 września 2016

Z bloku do bloku

W 1972 roku pojechaliśmy na wakacje do Bułgarii. Pojechaliśmy, jak to się mówi "na pałę", bez rezerwacji noclegów, mimo że mama starała się nakłonić ojca, żeby to zrobił. Najpierw pociągiem do Warny, gdzie w biurze Bałkanturistu okazało się, że w okolicy nic nie wynajmiemy, więc za radą przygodnie spotkanego rodaka udaliśmy się wodolotem (podróż autobusem nam odradził) do Burgas. Na miejscu ojciec faktycznie bez problemu znalazł kwaterę, która mieściła się w... bloku stojącym w pobliżu plaży.


Osiedle nazywało się wtedy Жилой комплекс им. Толбухина (na cześć marszałka Związku Radzieckiego, którego oddziały wyzwalały w 1944 roku Bułgarię).


Nie pamiętam, jak się 44 lata temu ta ulica nazywała...


Teraz jej patronem jest Konstantin Wieliczkow (nie mam pojęcia kim był). W widocznym na zdjęciu bloku mieściła się nasza kwatera.


W mieszkaniu rodziny Pietrowych (drzewa mocno urosły...).


Na podwórku parkowały wtedy głównie motorowery Bałkan, a nie samochody. Wydaje mi się, że to ta klatka schodowa po prawej?


Piąta lub szósta kondygnacja. Mieszkanie Pietrowych składało się z kuchni, łazienki oraz trzech pokoi, z których dwa (te od strony morza) wynajmowali turystom. Wyposażenie było więcej niż skromne. Dymitr Pietrow był ślusarzem (parkował swojego Bałkana na podwórku), jego żona pracowała jako dozorczyni, mieli dwoje dzieci - córkę (nie pamiętam jak miała na imię), która paradowała w mundurku bułgarskiego odpowiednika Komsomołu i syna Pietię, mojego rówieśnika.


Elewacja od strony Morza Czarnego, czyli tam gdzie mieliśmy swój pokój (ale wszystko zarosło...).


No właśnie, piąta lub szósta kondygnacja. W bloku były windy, ale żeby nimi pojechać, trzeba było wrzucić do automatu jedną stotinkę (bułgarski grosz - ówczesna średnia pensja wynosiła ok. 100 lewa).


Za drzewami kryje się budynek handlowo-usługowy, który widać było z naszego balkonu. Kiedyś odbywało się tam wesele (musiała więc mieścić się także restauracja w tym pawilonie) i goście weselni tańczyli w rzędzie trzymając się za ręce do bałkańskiego folku (granego na żywo). Coś jak w Greku Zorbie.


Jeszcze raz widok z góry. Nasz blok zaznaczony na czerwono, wspomniany wyżej pawilon na niebiesko. To zabawne, bo w 1972 roku wynieśliśmy się z domu w ogrodzie do czteropiętrowego bloku na Osiedlu Podwawelskim w Krakowie. I rok później na wakacjach wylądowaliśmy też w bloku... Na własne życzenie.